Od premiery iPhone X z jego ekranem OLED bardzo popularne stały się aplikacje z opcją „night mode”, która, w uproszczeniu, polega na zmianie tła na czarne (ekrany OLED nie zużywają wtedy prądu do pracy) i koloru tekstu na biały. Zachwycał się tym cały światek techniczny, a ja zadawałem sobie pytanie, czy coś z moimi oczami jest nie tak, bo taka wersja kolorystyczna była dla mnie trudniejsza do czytania i męczyła mi oczy dużo bardziej niż wersja standardowa (czarne litery na jasnym tle).
Okazuje się, że nie tylko mnie to przeszkadza. Ciężko nazwać przytoczony artykuł badaniem naukowym, jednak opisane tam minusy takiego prezentowania danych są solidne i pokrywają się z moimi doświadczeniami. Np. korzystanie z tekstu w wersji „odwróconej (białe litery na czarnym tle) skutkuje u mnie „powidokami”, czyli utrzymywaniem się przez moment na siatkówce śladów liter z przeczytanego tekstu. Utrudnia to przechodzenie na kolejne strony i efektywnie pogarsza widzenie w ciemności.
Mimo tego są aplikacje, w których uruchomiłem opcję „night mode” i nie żałuję nawet przez chwilę (np. Overcast). To jednak zdecydowana mniejszość na moim telefonie.
Przypomina mi się także chwila z przeszłości, gdy tradycyjne tablice szkolne były zastępowane nowoczesnymi, z białym tłem, na których pisało się już nie kredą, ale mazakami. Faktycznie, kontrast był zdecydowanie lepszy, podobnie jak możliwość odczytania tekstu.