Doroczne święto produktów Apple za nami, czas na podsumowanie. Cieszę się, że parę ogłoszeń było dla wszystkich zaskoczeniem, co w czasach coraz bardziej szczegółowych przecieków nie jest takie proste.
Apple Arcade
Ogłoszona podczas WWDC usługa subskrypcji do dedykowanych jej gier wygląda naprawdę ciekawie. Jeśli katalog będzie stale rozszerzany, to w połączeniu z obsługą kontrolerów konsolowych i Apple TV stanie się naprawdę ciekawą opcją dla weekendowych graczy.
No i zaprezentowani twórcy: Konami, Capcom… odzywają się wspomnienia z czasów grania na automatach.
Apple Arcade wystartuje na całym świecie 19 września, będzie kosztować $4,99 (w przeliczeniu na lokalne waluty) co miesiąc i pierwszy miesiąc będzie darmowy. Gry będą dostępne w ramach Chmury rodzinnej, czyli płacimy raz, korzystają wszyscy.
AppleTV+
Nie mylić z fizycznym urządzeniem. To kolejna usługa, tym razem oparta o seriale wyprodukowane przez Apple. Niektóre z reklamowanych wyglądają całkiem ciekawie, choć na katalog taki jak w HBO GO czy Netflix nie mamy co liczyć.
Będzie dostępne w 100 krajach (w tym w Polsce) od 1 listopada, cena to $4,99 miesięcznie i także będą mogli z niej korzystać wszyscy w Chmurze rodzinnej. Jeśli kupicie nowe urządzenie od Apple, to pierwszy rok oglądacie za darmo.
iPad
To pierwsza rzecz, której raczej się nie spodziewałem (zazwyczaj iPad ma swoje własne wydarzenie bliżej końca roku). Apple pokazało model o przekątnej ekranu 10,2 cala, zastępujący pierwotny rozmiar 9,7 cala. Oczywiście jest to ekran retina, jednakże poza tym reszta urządzenia pozostała w zasadzie bez zmian – nadal szersze ramki, TouchID zamiast FaceID, obsługa Apple Pencil pierwszej generacji. Akcesoria także takie same, w tym etui z wbudowaną klawiaturą.
Szczerze mówiąc, to nie widzę sensu w tej zmianie. Byłoby prościej dla kupujących, gdyby linia iPadów dzieliła się na trzy części: mini, Air i Pro (w dwóch rozmiarach). Wprowadzenie czwartego typu, z ekranem minimalnie mniejszym niż iPad Air tylko zaciemnia całość. Jedynym uzasadnieniem wydaje się niższa cena (od 1699 PLN), zachęcająca do wypróbowania iPada zamiast MacBooka.
Apple Watch
Gdy tylko zobaczyłem film reklamujący nową wersję Apple Watch (Series 5), byłem pewny, że dostaniemy ekran, który będzie ciągle włączony. Tego bardzo brakowało, bo mimo niezwykle dobrze działającego rozpoznawania ruchu nadgarstka, zdarzały mi się sytuacje, gdy nosem uruchamiałem wyświetlacz chcąc sprawdzić godzinę. Teraz, dzięki kombinacji rozwiązań technicznych (ekran) i oprogramowania (detekcja natężenia światła i pozycji), Apple jest w stanie zapewnić widoczność tarczy bez znaczącego uszczerbku dla czasu pracy na baterii.
Amatorzy podróży dostaną kompas – jako oddzielną aplikację, jak i komplikację na tarczy. Wygląda całkiem atrakcyjnie i podejrzewam, że będzie używany częściej, niż można się spodziewać.
Zmiana czeka nas także w kopertach, bo nie tylko pojawią się nowe kolory, ale i nowe materiały – tytan i ceramika (tutaj możemy mówić o powrocie). Żeby ułatwić klientom wybór, Apple wprowadziło nowe rozwiązania w swoich sklepach (także internetowych), pozwalające na tworzenie i porównywanie przeróżnych kombinacji.
Film z historiami osób, których życie zmieniło się (wręcz zostało uratowane!) dzięki funkcjonalnościom Apple Watch, zrobił na mnie mocne wrażenie i wzmocnił moje przekonanie, że badania zdrowotne, realizowane z wykorzystaniem tego urządzenia są ważne dla nas wszystkich. Szkoda, że nie ma takiej oferty w naszym kraju.
Series 3 w podstawowej wersji (aluminiowa obudowa, GPS) kosztuje teraz 999 zł, co jest zdecydowanie atrakcyjną ofertą. Szczególnie, jeśli ktoś chce spróbować takiego rozwiązania.
Series 5 będzie w sklepach od 20 września, zamawiać można już teraz. Ceny startują od 1999 PLN.
iPhone
Moja pierwsza myśl: „a jednak będzie ta brzydka kamera”. Przynajmniej został zachowany wygląd samego telefonu (czyli taki jak iPhone X i XS).
Faktycznie, tegoroczne modele są skupione przede wszystkim na możliwościach fotografii. Podstawowy model, iPhone 11, będzie miał dwie kamery i będą to obiektywy szerokokątne (jeden z nich określony jako superzoom). Dzięki temu i magii cyfrowej obróbki obrazu, pole widzenia zdjęcia będzie można bardzo mocno rozszerzać. Będzie to także tryb dostępny przy zdjęciach portretowych. Kolejną atrakcją przy robieniu zdjęć jest automatyczny tryb nocny, wyraźnie podkręcający to, co widać na zdjęciu. Będzie można szybko się przełączać między robieniem zdjęcia i kręceniem wideo – wystarczy przytrzymać przycisk i już. Z przodu kamera także będzie lepsza, wyposażona w możliwość kręcenia selfie w trybie zwolnionym. Apple wymyśliło na to nawet nazwę ”slofie”. Pozostawię to Waszej ocenie…
Procesor oczywiście znów lepszy (A13 Bionic), bateria trzymająca o godzinę dłużej w porównaniu do iPhone XR, który był do tej pory bezdyskusyjnym liderem. Także FaceID będzie działać pod większym kątem (jest szansa na odblokowywanie telefonu bez podnoszenia go z biurka!). Warto też zwrócić uwagę na chip U1 (jest obecny w obu modelach tegorocznego iPhone), który umożliwi bardzo precyzyjną lokalizację innych urządzeń z takim samym chipem. Myślę, że za jakiś czas znalezienie zapodzianej słuchawki AirPod będzie naprawdę proste i szybkie.
Drugi model iPhone to wersja Pro – z dwoma rozmiarami ekranów i przede wszystkim jeszcze lepszą kamerą. Ten model dostał trzy obiektywy: szerokokątny, superzoom i teleobiektyw. Wszystkie takie same możliwości jak w wersji podstawowej, dodatkowo efekty wynikające z obecności teleobiektywu. Wspomniana została także funkcja Deep Fusion, polegająca na tym, że iPhone będzie wykonywał zdjęcia jeszcze przed wciśnięciem przycisku migawki, a następnie będą one łączone w jedną, jak najlepszą ekspozycję na samym urządzeniu. Nie zostało jasno powiedziane, czy będzie to dostępne na obu modelach (sądząc po tym, że procesory są takie same, jest to bardzo prawdopodobne), jednakże jest to przede wszystkim kwestia oprogramowania, które powinno być dostępne tej jesieni.
Nowością jest też ekran – zachowano OLED, a jego jakość odpowiada temu, co Apple oferuje w nowym monitorze do Mac Pro. Samo wykończenie iPhone 11 Pro także się zmieniło – tył jest teraz matowy (w odróżnieniu do iPhone 11, który zachował błyszczące wykończenie) i bardziej szorstki, co powinno poprawić jakość uchwytu.
Oba modele zachowały złącze Lightning, choć są pewne różnice w ładowarkach i kablach – iPhone 11 ma standardową ładowarkę o mocy 5 W i kabel USB/Lightning, a iPhone 11 Pro ma silniejszą ładowarkę 18 W i kabel USB-C/Lightning.
Znika także 3D Touch, zastąpiony przez Haptic Touch. Podejrzewam, że większość z użytkowników nie zauważy i nie odczuje tej zmiany…
W ten sposób Apple „wyprostowało” swoją ofertę telefonów – tegorocznym modelem dla wszystkich jest iPhone 11, natomiast model Pro w dwóch rozmiarach jest przeznaczony dla tych, którzy są w stanie uzasadnić wyższą cenę dodatkowymi możliwościami. Znika dzięki temu niejednoznaczność w modelach XS i XR.
iPhone 11 zaczyna się od 3599 PLN, iPhone 11 Pro od 5199 PLN, a iPhone 11 Pro Max od 5699 PLN. Wszystkie dostępne od 20 września, a zamawiać można już.
Nowe wersje oprogramowania
Nieco nietypowo, Apple nie ogłosiło wprost dostępności nowych wersji systemów operacyjnych. Dopiero po prezentacji pojawiły się konkretne daty:
- iOS 13: 19 września
- iOS 13.1: 30 września
- iPadOS: 30 września (nie jest jasne, czy będzie to wersja 13.0, czy 13.1)
- watchOS 6: 19 września dla Series 3, 4 i 5 (dla Series 1 i 2 – „tej jesieni”)
- macOS Catalina: październik
- tvOS: 30 września